
Oprócz samego Potoku Oliwskiego głównym tematem wycieczki były młyny. Z 20 zachowało się tylko 4 (nr X został zburzony, a na jego miejscu wybudowany nowy dom przypominający wyglądem stary młyn). Pierwszy z nich (IV) powoli popada w ruinę, kolejny (VI) jest w prywatnych rękach, jedyny pracujący (IX) mieli zboże, ale nie korzysta z energii wodnej, tylko z elektrycznej, ostatni (XII) to remontowana Kuźnia Wodna. A więc żadnych szans na zwiedzanie, a tu niespodzianka. W tygodniu zadzwonił do mnie nasz klubowy kolega Kurczak (Adam Moczarski) z pytaniem czy nie chciałbym zwiedzić młyn. Ten prywatny jest bowiem w rękach jego rodziny. Lepszej niespodzianki nie mogłem oczekiwać.
Planowałem iść przy samym korycie rzeki, ale opady śniegu uniemożliwiły to. Na szczęście leśne ścieżki wiodły blisko potoku, tak że był on cały czas w zasięgu wzroku. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Ostatnie przed obwodnicą 333 m, to marsz po dzikich bezdrożach zakończony stromym dwudziestometrowym podejściem. Same źródła potoku są bardzo urokliwe, a w śnieżnej szacie zachwycające.
A na koniec trochę statystyki. Kiedy dodałem tą wycieczkę do spisów moich Bąbelkowych wypraw okazało się, że prowadziłem dokładnie przez 5.000 km. Było to 113 imprez, 237 dni, 2.620 osób. Voilà.
Waldemar Jankowski