
Chceš-li být št’astný Jeden den – najez se!
Chceš-li být št’astný 1 rok – ožeň se!
Chceš-li být št’astný Celý život – dej se na turistiku! (aforyzm zamieszczony na Borówkowej)
Nie jest możliwe, aby na jednej stronie opisać, to co się zwiedziło i przeżyło podczas tygodniowej Wyprawy. Te słowa poniżej, to tylko impresja…
Najpiękniejsze miejsce Wędrowaliśmy po górach, zdobywaliśmy szczyty. Jednak najpiękniejszym momentem Wyprawy z Gandalfem w Sudety Wschodnie było przejście doliną Białej Lądeckiej. Przepiękne miejsce: szum potoku, mini wodospady, spieniona woda, malownicze meandry, wygładzone przez potok płyty skalne, dopływy… Malownicza, pełna uroku, a na dodatek wygodna droga. Wszyscy jesteśmy zachwyceni tym miejscem.
Nowe trendy w znakowaniu Zwykle w Polsce szlaki znakuje się malując znaki, niekiedy jednak przyczepia się blaszane tabliczki. Danka odkrywa, że wykorzystano w tym celu puszki po piwie. Niewątpliwie żółty szlak może się kojarzyć ze złocistym napojem, jak również ze skutkami spożywania tego trunku… Może i znakowanie szlaku puszkami po piwie jest przyjemnie, ale ile piwa trzeba wypić, aby szlak wyznakować?
Klątwa Danki. Przed wyjazdem Danka napisała: Na koniec pod górę co w nogach sił bo Masyw Śnieżnika w chmurach się skrył.
Niestety kiedy wybieramy się na ten szczyt jest deszczowo i mgliście. Po drodze mijamy bajkowo wyglądające we mgle skałki, drzewa oraz kikuty pozostałe po drzewach. Na Małym Śnieżniku Danka odnajduje czarodziejskiego koguta, na którego oczywiście wsiada okrakiem. Może więc paktując z innymi mocami, odwoła klątwę zamglonego Śnieżnika? Docieramy do schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Zostawiamy tam plecaki. Po chwili zbieramy się i wyruszamy w drogę na szczyt. I tu następuje efekt WOW! Czyżby jazda Danki na czarodziejskim drewnianym kogucie była skuteczna? Czy może pozytywne wizualizacje pogodowe Lucy miały się sprawdzić? Po pierwsze nie padało, po drugie – świeciło słońce, po trzecie – niebo było błękitne, choć z chmurkami, po czwarte – mgiełki zostały gdzieś w dole. W dobrym nastroju kierujemy się na Śnieżnik. Oglądamy się za siebie, zachwycając się widokami i zmiennością pogody. Jednak nie zdążyliśmy na szczyt wejść przy dobrej widoczności. Gdy zbliżaliśmy się do wierzchołka znów pojawiła się mgła. Jednak poetyckie pogodowe proroctwo Danki spełniło się!
Deszcz pada nawet w jaskini, czy wspomnienie ostatniego dnia Wyprawy Czas na nas, wstajemy, myjemy się, pakujemy się, jemy śniadanie popijając gorącą kawą lub herbatą. „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni…”. Pod wystającym dachem schroniska czekamy na całą grupę. Pada dość mocno. Kierujemy się żółtymi znakami. Do Rozdroża pod Żmijowcem idziemy drogą starając się ominąć kałuże, a w zasadzie potoki. Szlak wiedzie nas ścieżką w dół. Ścieżka właściwie stała się potokiem. Szukamy optymalnej drogi przechodząc, bądź przeskakując, z jednej strony potoku na drugą. Niszczycielska siła wody wyżłobiła w niektórych miejscach ścieżki mini wąwozy. Trzeba uważać na nachylenie ścieżki. Niebezpieczne są mokre korzenie drzew. Czujemy ulgę, gdy wychodzimy na drogę. W butach nam chlupocze. Wchodzimy na teren rezerwatu przyrody „Jaskinia Niedźwiedzia”. Wędrujemy wzdłuż Kleśnicy. Dochodzimy do pawilonu wejściowego do Jaskini Niedźwiedziej. Odbieramy zarezerwowane bilety, suszymy się w łazience oraz oglądamy ekspozycję pawilonie wejściowym. Jaskinia Niedźwiedzia rywalizuje o miano najpiękniejszej w Polsce z Jaskinią Raj. Została odkryta przypadkowo w 1966 r. w trakcie prac w kamieniołomie wapieni. Jaskinia, ma co najmniej trzy poziomy. Do zwiedzania udostępniono w 1983 r., a więc dokładnie 30 lat temu, środkowe piętro Jaskini. W dalszym ciągu w Jaskini odkrywane są nowe korytarze (w ub.r. odkryto olbrzymią Salę Mastodonta). W Jaskini znaleziono wiele kości zwierząt jaskiniowych: niedźwiedzia (stąd nazwa), hieny i lwa. W Sali Lwa znaleziono czaszkę lwa jaskiniowego. Niedźwiedzie były wszystko żerne – zjadały rośliny, ale także zwierzynę, bo jak mówi nasz przewodnik „przecież potężne zęby nie służyły im do otwierania puszek z groszkiem”. W Sali tej możemy porównać warstwy ziemi z okresów ocieplenia i zlodowacenia. W naniesionej ziemi znajdują się kości zwierząt. Wchodzimy do sali nazwanej Biwak. Odkrywcy musieli się jednak przeciskać przez wąskie szczeliny i błoto. W tym miejscu mogli sobie odpocząć. Podziwiamy teraz Korytarz Mis Martwicowych. Przewodnik, mówi iż Jaskinia Niedźwiedzia – w przeciwieństwie do sztucznie nawadnianej Jaskini Raj – żyje, wciąż powstają nowe formy kalcytowe, w tym perły. Przechodzimy urokliwym Korytarzem Stalaktytowym. Przy muzyce i kolorowym świetle delektujemy się widokiem Korytarza Stalaktytowego i Sali Pałacowej. Zachodzimy jeszcze do Zaułku Kaskad, w którym możemy zobaczyć fragmenty górnego piętra jaskini oraz piękną 6-metrową kaskadę. Wracamy do Sali Pałacowej, której uroda skojarzyła się odkrywcom z pałacowym przepychem. Oddajmy ponownie głos przewodnikowi: „Dziś może wójt zaproponowałby inną nazwę, która umożliwiłaby pozyskanie większego dofinansowania z Unii. Jednak nadawanie nazw do przywilej odkrywców. Kiedy otwarto jaskinię dla zwiedzających zapomniano o grotołazach, którzy odkrywali jaskinię, nie zaproszono ich na otwarcie. Władze chciały przemawiać, przecinać wstęgi. Grotołazi rozwinęli więc przed Jaskinią jeszcze jedną wstęgę, wstęgę z papieru toaletowego…”. W Sali Pałacowej możemy dostrzec m.in.: fasolę lub miecz (w zależności od tego, czy jesteśmy głodni), chipsy lub flagi, lichtarz, pola ryżowe, buddyjskie pagody, no i cycki. Pewną ciekawostką są heliktyty, czyli fantazyjnie powykręcane nacieki. W jednej z polew można zauważyć zatopionego nietoperza. Zaglądamy jeszcze do Korytarza Człowieka Pierwotnego. Wprawdzie nie znaleziono tam śladów człowieka, ale ze względu na panujące tam warunki, mógłby tam mieszkać, choć nasz przewodnik w to powątpiewa z uwagi na sąsiedztwo niedźwiedzia jaskiniowego. Przez śluzę wyjściową opuszczamy Jaskinię. „Ciągle pada…” Ba, padało nawet w Jaskini… Przewodnik, już na wstępie powiedział, że wnoszenie plecaków i parasoli jest zabronione, ale dziś z uwagi na panujące warunki, sam wziął parasol, aby ochronić w jednym miejscu naszą grupę przed zmoknięciem. Szykujemy się do dalszej drogi. Waldek podejmuje decyzję o skróceniu trasy do Przełęczy Puchaczówka (nie idziemy na Suchoń). Idziemy najpierw żółtym szlakiem – ścieżką, a potem drogą. Mijamy Muzeum Ziemi z ekspozycją dinozaurów i skręcamy na żółty szlak rowerowy. Przechodzimy koło dawnej kopalni uranu. Schodzimy z drogi i wchodzimy do lasu. Kierujemy się teraz zielonymi znakami rowerowymi. Korzystamy z wiaty na Przeł. Żmijowa Polana (1049 m.). Idziemy drogą, która jest tak zalana wodą, że trzeba ją obchodzić po mokrej i nierównej trawie. Patrząc pod nogi nieco się zapędzamy i mijamy skręt na czerwony szlak. Cofamy się więc i wchodzimy na czerwony szlak. Całą szerokością ścieżki płynie potok. Na początku jest jeszcze możliwość jego obejścia, bo las jest rzadki. Później jednak byłoby konieczne przedzieranie się przez gęstwinę. Idziemy więc potokiem, ale nie ma to już dla nas znaczenia. Żadne buty nie okazały się wystarczająco wodoodporne. Na Przeł. Pod Jaworową Kopą Kopą (1132 m.) dochodzą zielone znaki. To już ostatnie podejście na tej wyprawie z Gandalfem – wchodzimy na skalistą Czarną Górę (1205 m). Również na tym wierzchołku jest wieża, na którą ze względu na warunki atmosferyczne nie wchodzimy. Teraz już tylko zejście na Przeł. Puchaczówka (893 m.), skąd zabierze nas do Kłodzka zamówiony bus. Na potwierdzenie, że to naprawdę koniec naszej wędrówki, możemy przeczytać napis na szosie „META”. Dziękujemy Waldkowi i sobie nawzajem za wspólną wędrówkę.
Adam Bastian