"Kompas nie kłamał"
Nieco dziwna to była wycieczka, chwilami przypominała Ino, chwilami galop, ale po kolei. Do Gdyni przyjechała ze mną tylko jedna uczestniczka. Myślę sobie , może się zniechęci, zapowiadali deszcz , ale po jakimś czasie doszło jeszcze parę osób, no to pojechaliśmy do Pogorzelic. Zrazu świeciło słonko, szło się nam naprawdę przyjemnie. Bez trudu odnaleźliśmy pierwszy kamień graniczny, jak się potem okazało – ostatni. Odpoczęliśmy sobie trochę, a potem się zaczęło. Prowadzący skutecznie wyprowadził grupę na manowce, zrobiliśmy spore obejście. No i zaczęło lać. Przemoczeni dotarlismy do Krapkowic. Okazały Dąb Świętopełk podziwialiśmy zmoknęci jak przysłowiowe kury. A tu jeszcze kawał drogi. Na szczęście przestało padać. Potem postanowiliśmy skrócić trasę. Nasza marszruta wiodła na północ, grupa rozciągnęła się. Ania i Rita wybrały własną drogę do Lęborka. Coś mocno nie,, grało” z tą drogą. Sprawdzenie z kompasem wykazało, że kierujemy się prościutko na południe. Ostatecznie wylądowaliśmy w Maszewie Lęborskim, gdzie skorzystaliśmy z komunikacji autobusowej. Niezwykłe było to błądzenie, z pewnością za bardzo czułem na plecach oddech zbliżającej się „Kluki” . Pewne jest natomiast , kompas nie kłamie, turystyczny nos może nas zwieźć na manowce.