Sobota 05.05.2012 (Kotlina Rabczańska / Beskid Sądecki) - To już ostatni dzień wyprawy z Gandalfem. Autor relacji odłącza się, aby tak jak Iwona, wypełnić normę duża GOT. Opis ostatniego dnia jest zatem autorstwa Danka Kobylarz.
Ostatni dzień wędrówki przed nami. Tego dnia wstajemy skoro świt. Ostatni przegląd bagaży, bo tego dnia opuszczamy naszą noclegownię w Zakopanem. Z całym dobytkiem na plecach, niektórzy nawet z nadbagażem, bo doszły rzeczy zakupione w miejscowych sklepach i na bazarze, ruszamy. Tego dnia rozstajemy się z Adamem, który samotną wędrówkę będzie jeszcze kontynuował przez dwa dni. Dojeżdżamy do wiaduktu w Chabówce, przy granicy z Rabką. Dworzec w Rabce Zdrój położony na linii Chabówka – Nowy Sącz wybudowany w 1910 r. Większość podróżnych korzystających z dworca to kuracjusze przyjeżdżający do uzdrowiska. Na dworcowym zegarze 9:30 i słoneczko już nieźle nas podgrzewa. Dworzec oglądamy pobieżnie z marszu. Kolejnym ciekawym obiektem na naszej drodze jest kościół św. Marii Magdaleny mieszczący się przy ul Orkana, wybudowany w latach 1902–1908 w stylu neogotyckim. W tej dziedzinie niezawodnym ekspertem jest Iwona. Pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej. Dochodzimy do drewnianego kościółka w którym od 1936 r. mieści się Muzeum Regionalne im. Władysława Orkana z bogatą kolekcją rzeźb ludowych. Tu Waldek zarządza krótki postój. Zwalamy plecaki i odpoczywamy w cieniu starych, potężnych drzew podziwiając jednocześnie piękną sylwetkę dawnego kościoła św. Marii Magdaleny. Z tablicy informacyjnej dowiaduję się, że powstał w 1606 r. na miejscu dawnego rabczańskiego kościoła z 1565 r. który spłonął. Muzeum w środku nie zwiedzamy, jedyną pamiątką z tego miejsca są piękne pieczątki, które ozdobią kolejne kartki naszych książeczek GOT. Po kilkunastu minutach koniec przerwy, ruszamy dalej. Teraz nasza trasa wiedzie najpierw ulicami, potem wzdłuż rzeki Raby. Mam wrażenie, że od rzeki wieje trochę chłodem, może to sprawi, że upał nie będzie tak dokuczał, jak przy rozgrzanych ulicach. Przy drodze znów spotykamy piękne stare kapliczki ozdobione kwiatami przez okolicznych mieszkańców. W końcu zmęczeni docieramy do stacji Rabka Zaryte – stacji kolejowej używanej tylko do przejazdów pociągami retro zrealizowanymi przez skansen taboru w Chabówce. Tory zarośnięte pięknie kwitnącymi na żółto mleczami oznaczają, że dawno tędy nic nie jechało. Nasza grupa trochę się rozciągnęła. Część z nas rusza więc do widzianego z daleka kościoła, Waldek czeka na skraju drogi na tych co pozostali z tyłu. Przy kościele p.w. Matki Bożej Częstochowskiej w Rabka Zaryte dłuższa przerwa. Czas na wypoczynek, posiłek i małą regenerację sił. Ja z Waldkiem i Piotrem ruszamy na poszukiwanie księdza. Liczymy na kościelną pieczątkę. Ksiądz okazuje się bardzo miły i uczynny. Nie dość, że stempluje nasze książeczki, to jeszcze widząc nasze zainteresowanie otwiera kościół zezwalając na zwiedzanie. Przy okazji opowiada jego bardzo ciekawą historię. Początki tego kościoła sięgają 1815 r., kiedy to wybudowano kamienną kapliczkę zachowaną zresztą do dzisiaj w obrębie świątyni. W 1927 r. właściciele miejscowego tartaku i młyna poszerzyli kapliczkę dostawiając do niej drewnianą przybudówkę. W 1977 r. w miejscu przybudówki wymurowali ściany z pustaków i cegieł. Wszystko to zrobiono bez zezwolenia budowlanego w ciągu 3 dni jednej nocy. Zarycian wspierał swą obecnością kardynał Karol Wojtyła. W 1982 r. wybudowano kościół z dwoma potężnymi wieżami krytymi gontem, który mieści w swoim zarysie poprzednie kaplice. Przed kościołem naszą uwagę zwracają trzy potężne dzwony o wadze 800, 500 i 250 kg. Podejrzałam, że ten największy nosi imię Jana Pawła II.
Ruszamy dalej, zarzucając na plecy coraz cięższe plecaki. Naszym celem teraz Góra Grzebień o wysokości 677 m n.p.m. Krętą ścieżką wijącą się najpierw wśród drzew, potem na otwartej przestrzeni łąk, docieramy do podnóża wzniesienia. Przed nami na wprost stroma, kamienisto-błotnista droga, nie droga. Patrzę na Waldka, czy my z tymi ciężkimi plecakami mamy się piąć pod górę. Okazuje się, że tak. Ruszamy. Każdy obiera swój własny szlak. Ja idę śladem Piotra, po prawej widzę innych. Trzeba uważać na każdy krok, teren gliniasty, nogi się ślizgają, chwila nieuwagi i można zjechać na brzuchu na dół. Dobrze, ze rosną tu drzewa, które dają oparcie. Od połowy stoku wchodzę już na „czworakach” jak żółw z plecakiem ugniatającym plecy. Okazuje się, że wybraliśmy z Piotrem najgorszy odcinek. Ale w końcu pokonaliśmy tą „cholerną” górę i z ulgą zwaliliśmy na szczycie plecaki. Siadamy na trawie i zasłużenie podziwiamy przepiękne widoki. Tu Lucyna, jako kolejna odbiera od Waldka odznakę „Wyprawy z Gandalfem”. Po nacieszeniu oczu widokami, pokrzepieniu się kanapkami i wodą ruszamy w dół ale już łagodniejszą drogą do Rabki. Do Rabki przyjeżdża się po zdrowie i wypoczynek. Podobno, kto spędzi tu parę tygodni odczuwa na sobie korzystny wpływ jej wód leczniczych i klimatu. My mieliśmy na to tylko parę godzin. Wdychaliśmy zdrowe powietrze w ekspresowym tempie przemierzając uliczki i kręte ścieżki parku zdrojowego.
Ostatni punkt naszego programu to Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce. Kupujemy bilety, walimy pieczątki do książeczek GOT-u i Kol.OT’a i ruszamy w grupach na zwiedzanie. Niestety na przewodnika w sobotę nie możemy liczyć. Pracuje tylko w dni robocze od 8:00 do 15:00. Z tablicy przy wejściu dowiadujemy się, że Skansen Taboru Kolejowego powstał na terenie dawnej parowozowni w 1993 r. Na torach ponad 90 zabytków: parowozów, lokomotyw elektrycznych i spalinowych, pługów oraz żurawi. Ja z Iwoną przemierzamy liczne ścieżki oglądając kolejowe eksponaty. Do niektórych wagonów osobowych można wejść. Jest więc okazja powspominać, jak to się kiedyś przed laty jeździło na drewnianych ławkach. Za osobowymi wagony bagażowe, pocztowe, towarowe. Mamy już kilkanaście zdjęć co ciekawszych parowozów, lokomotyw i wagonów. Padamy z nóg. Razem z Waldkiem, który do nas dołączył robimy odpoczynek na ławeczkach w cieniu. Reszta ekipy z Daro na czele, który najwięcej wie o tych zabytkach kolejowych, jeszcze długo zachwyca się eksponatami. Tu też Waldek wręcza ostatnią już odznakę „Wyprawy z Gandalfem” Darkowi. Lepiej wybrać nie mógł. To przecież dzięki Darkowi zwariowaliśmy na punkcie zdobywania odznak kolejowych. Ale wszystko co dobre ma kiedyś swój koniec. A na nas czeka pociąg, który ma nas zabrać do domu do Trójmiasta. Kilkanaście godzin jazdy pociągiem upływa na rozmowach, świętowaniu kolejnych odznak „Wyprawy z Gandalfem”, a w końcu i na spaniu. Nasze pochrapywania z pełnym satysfakcji zadowoleniem nagrywał Piotr. Wyobrażam sobie tą oryginalną orkiestrę przedziałową. A rankiem wypatrywaliśmy znajomych widoków za oknem, aż w końcu z ulgą pożegnaliśmy nasz pociąg wysiadając po kolei na swoich stacjach. Z tej pięknej wyprawy pozostaną wspomnienia, piękne zdjęcia i nasza skromna relacja.
Do głosu wraca autor, który ze słonecznego Zakopanego pojechał pociągiem do Nowego Targu. Po drodze pojawiły się mgły. W Nowym Targu aura była zdecydowanie chłodniejsza. Przesiadka na busa do Jaworek. I znów na szlaku. A pogoda się poprawia, grzeje słońce. Najpierw wędruję przez urokliwy Rezerwat „Białej Wody”: potok, skały, mostki. Teraz podejście przez olbrzymią łąkę. Wspaniałe widoki na Pieniny. Dochodzę do Przełęczy Rozdziela. Teraz maszeruję wygodną drogą wzdłuż granicy w kierunku przełęczy Obidza. Słupki oznaczające Przełęcz ustawione są w dwóch miejscach. Chwila odpoczynku i dalej w drogę. Rozpoczyna się kolejne podejście. Zdobywam nie wyróżniającego się niczym szczególnym Wielkiego Rogacza. Podziwiam widoki. Spory ruch w obu kierunkach. I jeszcze jedno ostre podejście, potem już łagodnie i jestem na Radziejowej (1262 m n.p.m.). Wierzchołek jest zagospodarowany – wieża widokowa, obelisk, pomnik upamiętniający 1000-lecie Polski, tablice informacyjne, ławeczki. Teren obniża się. Maszeruję przez las. Parę kropli deszczu. Docieram do schroniska na Przehybie. Z jego tarasu roztacza się wspaniała panorama Tatr i Pienin. Natomiast tuż obok wieży telekomunikacyjnej jest miejsce, z którego roztacza się widok na Beskid Sądecki.
Niedziela 06.05.2012 (Beskid Sądecki) - Zasadnicza część grupy dojeżdża do Trójmiasta.
Autor relacji w tym czasie niebieskim szlakiem schodzi do Szczawnicy. Przez pierwszą godzinę szlak stale prowadzi w dół (wędrówka w przeciwnym kierunku byłaby męcząca). W kilku miejscach można podziwiać panoramę Pienin. Potem droga wyrównują się. Mijam Wodospad Zaskalnik. Wędrówkę kończę w Szczawnicy. Ze Szczawnicę jadę przez Nowy Targ do Chabówki. Tam oczywiście zwiedzam Skansen Taboru Kolejowego. I to już faktycznie koniec majówki. Przede mną tyko podróż do Trójmiasta. A z pociągu prosto do pracy, bo przecież urlop jest taki krótki.
Danka Kobylarz i Adam Bastian
Na trasie
Autorzy zdjęć: Danka, Adam, Darek, Waldek
Ostatnie ujęcie skansen w Chabówce (Waldek)
Aby powiększyć zdjęcie kliknij na nim
Zdjęcia z wyprawy na serwerze FTP (więcej niż w relacji) - kliknij tutaj
Jak to na wyjeździe było
tutaj możesz wpisać swoje wrażenia, opinie, uwagi z wyjazdu
wpisz swoje imię, tekst, sprawdź czy nie ma błędów, naciśnij WPISZ