Trasa piesza: data: ? wrzesnia 2011, długość: ?km, liczba uczestników: ?, temperatura: 6 - 14, pogoda: słońce i trochę chmur, prowadził: Waldek Jankowski
Trasa: ??? ?
W muzeum w Jaworzynie Śląskiej
Aby powiększyć zdjęcie kliknij na nim
Opis wycieczki
Sobota 03.09.2011 r.
W pierwszym dniu, mimo iż do przejścia była najkrótsza trasa, czekało na nas mnóstwo atrakcji: zabytki kolejowe, rezerwaty i pomniki przyrody, zamki i ich ruiny.
Wspólne wędrowanie rozpoczynamy na dworcu kolejowym w Jaworzynie Śląskiej. W 10-osobowum składzie udajemy się do Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku. W Muzeum, które znajduje się na terenie dawnej parowozowni typu wachlarzowego, podziwiamy kolekcję taboru kolejowego, w skład w której wchodzą lokomotywy, w tym parowozy, wagony, pług odśnieżny , a także makietę H0, na której uczniowie dawnego technikum kolejowego mogli ćwiczyć sterowanie ruchem. W śród eksponatów znajduje się także komputer Odra. Pewną niespodzianką – jeśli się spojrzy na nazwę Muzeum - jest kolekcja zabawek, a także sprzętów domowych z czasów PRL. Zwiedzanie kończymy mocnym akcentem – przed nami kolekcja motocykli Harley-Davidson. W czasie zwiedzania przez nas Muzeum, jego gospodarze przygotowywali się do mającej się odbyć w tym dniu Gali Parowozów. Nasze plany jednak były inne. Pociągiem docieramy do Świebodzic, gdzie rozpoczynamy swoją 11-dniową pieszą wędrówkę.
W Świebodzicach Waldek oficjalnie rozpoczyna naszą wyprawę, cytując wypowiedź Winstona Churchilla: „obiecuję wam tylko krew, pot i łzy”. I rzeczywiście słowa te nie były czczą gadaniną. Następnie Daro opowiedział nam historię dworca w Świebodzicach i okolicznych linii kolejowych.
Wyruszamy w drogę na Zamek Książ. Po drodze przechodzimy ścieżką przyrodniczą „Dolina Różaneczników”. Zamek Książ zamierzamy zwiedzać z przewodnikiem. Jednak z uwagi na rozwlekły i mało porywający styl wypowiedzi naszej przewodniczki, po wysłuchaniu kilku opowieści, decydujemy się kontynuować samodzielnie zwiedzanie. Najpiękniejsza w Zamku jest sala Maksymiliana, ale ponieważ akurat trwa tam uroczystość ślubna, zostawiamy sobie oglądanie wnętrz na deser, a sami udajemy się na tarasy. Zamek zrośnięty jest niemal ze skałą. Duże wrażenie wywierają na nas wieże. Ciekawie prezentują się zadbane żywopłoty (m.in. przycięte w kształcie serc). Wracamy jeszcze na Zamek, aby zobaczyć salę Maksymiliana i inne komnaty.
Zakładamy plecaki i kontynuujemy naszą wędrówkę. Szlakiem schodzimy do kilkusetletniego cisu „Bolko”. Potem wkraczamy do Wąwozu Pełcznicy. Zbocza wąwozu mają kilkadziesiąt metrów i są dość strome. Ścieżka jest wąska, a dodatkowym utrudnieniem są zwalone drzewa. Teraz zakosami podchodzimy pod górę. W prześwitach między drzewami otwierają się nam widoki na Zamek Książ, z zupełnie innej perspektywy. Przed nami ruiny starego Książa. Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Idąc górną krawędzią Wąwozu mamy okazję jeszcze przez parę chwil popatrzeć na Zamek Książ. Przed nami Wąwóz Szczawnika. Na jego początku ciekawa skałka. Po jakim się czasie szlak się urywa, a my przechodzimy z jednego brzegu na drugi, szukając optymalnej trasy. Dostarcza to dodatkowych emocji, ale skutkuje także wzrostem zmęczenia. W Wąwozie jest dużo śmieci, co sprawia, że nie wygląda on korzystnie.
W końcu wychodzimy na otwarty teren. Przechodzimy przez dzielnicę Wałbrzycha – Podzamcze. Słoneczko świeci intensywnie. Zmęczeni docieramy do Szczawna Zdroju. Przechodzimy przez Park Zdrojowy, w którym rosną pomnikowe drzewa, aż wreszcie docieramy do miejsca noclegu – Domu Turysty PTTK. Noc „umila” nam dancing, na którym królują przeboje disco-polo.
Dla autora relacji był to najtrudniejszy dzień.
Niedziela 04.09.2011 r.
Ze Szczawna Zdroju wychodzimy przez Park Szwedzki (kolejne pomniki przyrody). Potem idziemy przez olbrzymią łąkę (wysokie trawy i rosa), a następnie krótki odcinek szosą. Pierwszym naszym celem jest Sas (515 m.) – najwyższe wzniesienie Pogórza Wałbrzyskiego zaliczane do Korony Sudetów Polskich w wersji wałbrzyskiej. Podejście jest dość strome. Sam wierzchołek jest zarośnięty drzewami i nie ma z niego żadnych widoków.
Przez mostek docieramy do ukrytych w lesie ruin zamku Cisy. Po ich zwiedzeniu, schodzimy bardzo stromym szlakiem w dół. Jest to dość stresujące przeżycie.
Idziemy dalej polnymi drogami. W pozostającym za naszymi plecami krajobrazie dominuje Chełmiec. Z charakterystycznym krzyżem i masztem. Nasza trasa prowadzi wzdłuż pola gryki. W tym momencie wydaje się to nam atrakcją i rzadką rzeczą. Nasze poglądy na tą kwestię zmienią, gdy będziemy musieli się przez nią przedzierać. Idziemy długi czas odkrytym terenem. Jest niesamowity skwar. Po przedarciu się przez grykę padamy na trawę w cieniu małych drzewek. Po odpoczynku ruszamy w dalszą drogą. Idziemy przez pola, czasem drogą, a czasem na przełaj. Żar leje się z nieba. Z utęsknieniem wyglądamy cienia. Wreszcie dopadamy granicy lasu. Jesteśmy wyczerpani. Wydaje się nam, że przeszliśmy wiele kilometrów, a tymczasem od poprzedniego postoju pokonaliśmy niespełna 2 km. Teraz idziemy leśną drogą i mamy trochę cienia. Zależy nam na czasie, aby zdążyć zwiedzić ruiny zamku w Bolkowie.
Wchodzimy do Bolkowa. W pierwszym sklepie uzupełniamy płyny i schładzamy się lodami. Zwiedzamy ruiny zamku. Wdrapujemy się wieżę, z której podziwiamy panoramę miasta oraz wypatrujemy „Biedronki”. W jedynej sali wystawienniczej oglądamy makiety dolnośląskich zamków. Na nocleg udajemy się już bez Ewy, która wraca do Gdańska. Wspólnie uzgadniamy, że codziennie o 19.00 będzie odprawa, podczas której uzupełniać będziemy książeczki odznak oraz omawiane będą plany na następny dzień. Pierwsza odprawa odbyła się na balkonie, z którego był fantastyczny widok na ruiny zamku.
Dla większości uczestników – z uwagi na temperaturę i dystans – był to najtrudniejszy dzień wędrówki.